Maratonka z WIML

O pasji biegania, przygotowaniach do maratonu, euforii zwycięstwa i pokonywaniu przeciwności losu rozmawiamy z Kamilą Kucharską z Kliniki Okulistycznej Wojskowego Instytutu Medycyny Lotniczej, która z czasem 3:09:07 wygrała XIII Mistrzostwa Polski Lekarzy w maratonie rozegrane w ramach 15. Maratonu Poznańskiego.

Bieganie stało się popularne wręcz modne, ale według wielu osób, szczególnie tych niebiegających, jest po prostu nudne. To jakie jest to bieganie?

K.: Jest bardzo nudne! Szczególnie dla tych, którzy nie biegają lub nie dość długo biegali, by się w bieganiu zakochać. Ja się nie zakochałam, nie mam fioła, nie czuję wibrujących endorfin - bieganie jest dla mnie raczej sposobem na odstresowanie - niejednokrotnie słyszymy przecież teorię: „zmęcz ciało, a umysł odpocznie”. Ciekawą obserwację dotyczącą biegania poczynił japoński pisarz Haruki Murakami, który w jednej ze swoich książek napisał, że „Biegnąc, nic nie robię, tylko biegnę. Zasadniczo biegnę w pustce. Innymi słowy, biegnę po to, żeby osiągnąć pustkę”. To zupełnie jak ja.

Biegasz zatem dla przyjemności, zwycięstw, zdrowia, satysfakcji?

K.: Powody, dla których biegam zmieniają się szybciej niż nastroje kobiety (śmiech). Zaczęłam biegać, bo pozazdrościłam koledze żarliwości z jaką opowiadał o bieganiu. Pewnego dnia spróbowałam, przebiegłam kilka kilometrów i spodobało mi się. Potem chciałam uzyskiwać coraz lepsze czasy na określonym dystansie. W końcu zamarzyło mi się stanąć na podium, otrzymać puchar i postawić go na półce w pokoju. A potem pochwalić się przed znajomym.

Z czasem zauważyłam, że moje samopoczucie, samoocena i wygląd zdecydowanie się poprawiły. Poznałam też mnóstwo wspaniałych ludzi i odwiedziłam wiele pięknych miejsc.

Powodów biegania jak widać było bez liku, prawdziwy jednak był jeden -  praca nad sobą, bo bieganie to nie zwyczajne przebieranie nogami, lecz hartowanie charakteru poprzez zwalczanie kuszących wymówek w stylu „nie mam czasu”, „nie chce mi się” czy „zacznę od jutra”.

Co Cię skłoniło do pierwszego startu w maratonie? 

K.: Decyzję o starcie w pierwszym maratonie podjęłam pod wpływem chwili. Bo jeśli mój kolega może pobiec w maratonie, to ja też (śmiech).

Do sprawy podeszłam bardzo zadaniowo - potraktowałam maraton jak pewnego rodzaju sprawdzian. Zwiedziona doświadczeniem, że do zdania egzaminów nigdy nie potrzebowałam dużo czasu na naukę, z góry założyłam, że podobnie będzie z biegiem. Na trzy miesiące przed startem dotarło do mnie, że najwyższy czas rozpocząć treningi. Obłożona pracą i obowiązkami nie potrafiłam jednak systematycznie podejść do przygotowań. Zamiast poprawy formy zaliczałam kolejne kontuzje. Już prawie przełknęłam gorycz porażki, gdy przypadek sprawił, że napotkałam świetnego fizjoterapeutę. Z jego pomocą udało mi się wznowić treningi na półtora miesiąca przed maratonem. Nie liczyłam już na dobry wynik. Chciałam jedynie przebiec maraton. Tuż przed startem pojawiła się wprawdzie myśl, by zmieścić się w czasie 3h 40min, ale trzeźwa ocena treningów i mojej sprawności biegowej skorygowana o opinie wytrawnych biegaczy szybko ją odsunęła.

Pamiętny dzień 29 września 2013 roku - chłodny poranek, słońce schowane za chmurami. „Idealna pogoda na życiówki!" - słyszałam zewsząd. Ja jednak bałam się, że tego egzaminu nie zdam, że mogę nie ukończyć biegu...

Start. Ruszyłam. Starałam się biec równo, co pewien czas zerkałam na aplikację w telefonie, żeby kontrolować tempo biegu. Minęłam tablicę z napisem 10km, wmówiłam sobie, że właśnie teraz zaczęłam bieg. Czułam się dobrze. A może za dobrze? Minęłam 21km- wciąż nie odczuwałam większego zmęczenia i zastanawiałam się, czy to dobry czy zły objaw. Biegłam dalej.  Zbliżałam się do znaku z napisem 30km. Coraz częściej mijałam idących lub stojących biegaczy. Słyszałam rozmowy biegaczy o jakiejś ścianie. Zastanawiałam się „czym właściwie jest ta ściana? Dlaczego wcześniej o niej nie przeczytałam? A jeśli i mnie spotka?”. Minęłam 30km. Jeden z mijanych przeze mnie biegaczy powiedział mi, że tak naprawdę to teraz zaczął się prawdziwy maraton. Zrozumiałam co chciał przez to powiedzieć - czułam, że nie biegły już moje nogi, biegła moja głowa. Moje myśli nadawały tempo: lewa - prawa -lewa - prawa. Wiedziałam, że muszę biec dalej i nie mogę się zatrzymać. W końcu przede mną pojawiła się tabliczka z oznakowaniem 37km. Powtarzałam sobie, że to już ostatnie kilometry biegu; trzymałam tempo, może nawet przyspieszałam.  I w końcu upragniona meta. 42km 195m za mną. Okrzyk radości i wielki uśmiech, by po chwili dopadło mnie zdziwienie – „ale zaraz zaraz- czemu ja nie leżę za metą jak niektórzy ludzie? Niby doskonały czas - 3:31:33. Czyżbym mogła pobiec lepiej?”. Podszedł do mnie kolega, który przybiegł tuż za mną, spojrzał na mnie i stwierdził, że pewnie nie dałam z siebie wszystkiego, bo za dobrze wyglądam. Rzeczywiście czułam się po prostu dobrze. Miałam wrażenie, że mogę przebiec taki maraton jeszcze raz. I pobiegałam - dwa tygodnie później w Poznaniu - swój drugi w życiu maraton, wygrywając XIII. Mistrzostwa Polski Lekarzy w maratonie.

Który bieg najczęściej wspominasz i dlaczego?

K.: Bieg na Śnieżkę podczas obozu kondycyjnego w Szklarskiej Porębie. Wtedy uświadomiłam sobie jak ogromna siła i niezłomność drzemie w człowieku. Mimo skręconej kostki, obdrapanych kolan i łokci, mimo burzy, dotarłam wraz z grupą innych biegaczy na szczyt.

Jaki jest Twój najlepszy czas w maratonie i kiedy możemy się spodziewać, że go poprawisz? Czy masz jakiś cel, który chcesz osiągnąć?

K.: Najlepszy czas osiągnęłam 12 października 2014 podczas Maratonu w Poznaniu, który przebiegłam w 3 godziny 9 minut i 7 sekund. Pomimo choroby i nieregularnych treningów udało mi się złamać barierę 3h 10min z wielkim zapasem sił, które zaprezentowałam na ostatnich 200 metrach przed metą - ach co to był za sprint! I tak samo jak po pierwszym maratonie, tak i teraz usłyszałam, że skoro miałam siłę przyspieszyć przed metą, to cały maraton przebiegłam za wolno. I jak tu się cieszyć z wyniku?

To był kolejny bieg, który udowodnił mi, że wciąż niedostatecznie wierzę w swój potencjał. Choć wydaje mi się, że zawsze wyliczam czas biegu w oparciu o maksimum swoich możliwości, jednak za każdym razem okazuje się, że z powodzeniem mogłam pobiec szybciej.

Nie mam jasno sprecyzowanych celów. Biegam, bo tak wyszło. Zdobyłam w tym roku Koronę Maratonów Polskich (5 maratonów) oraz Koronę Półmaratonów Polskich (5 półmaratonów). Oczywiście startów w zawodach było znacznie więcej. Chodzi mi po głowie jeszcze zdobycie Korony Maratonów Świata, czyli udział w 7 maratonach na 7 kontynentach.

Niestety nie jest łatwo pogodzić pracę młodego lekarza z treningami. Praca powyżej 12 godzin dziennie wielokrotnie nie pozwala zrealizować planu treningowego. Może i dobrze, że sama jestem „sobie sterem, żeglarzem okrętem”, bo żaden trener nie miałby do mnie cierpliwości.

Jednakże od przyszłego roku obiecałam sobie, że przyłożę się do treningów. Chcę sprawdzić na co mnie stać. Planuję złamać magiczną barierę 3 godzin. Nie mam jeszcze pomysłu gdzie, ale bardzo możliwe, że nie w Polsce.

Co jest ekscytującego w maratonach? Dla postronnego obserwatora wygląda na to, że z nieuzasadnionych powodów tłum ludzi postanowił zablokować ulice miasta i totalnie się zmęczyć.

K.: Piękno maratonów polega na tym, że wszyscy biegacze są równi. W rywalizacji na 42km 195m nie liczą się znajomości, status społeczny,  pieniądze; nikt nie skróci specjalnie dla Ciebie dystansu. Musisz przebiec go sam, krok po kroku, metr po metrze.

Maraton to lekcja pokory i cierpliwości.  Za atrakcyjnym wyzwaniem kryje się bardzo przebiegły przeciwnik, który nie wybacza nawet najmniejszego błędu i brutalnie rozlicza z każdego opuszczonego treningu czy innego zaniedbania w okresie przygotowań. Jednak wspaniałego uczucia, które czeka tuż za metą nie sposób porównać z jakimkolwiek innym. Ból, zmęczenie i zniechęcenie szybko odchodzą w niepamięć, ustępując miejsca niepohamowanej radości i satysfakcji, wręcz euforii.

Bo przecież zrobiłam to -przebiegłam 42km 195m!

Maraton jest wyzwaniem dla organizmu człowieka. Jak się po nim regenerujesz?

K.: Klucz do sukcesu leży w odpowiednim przygotowaniu organizmu, tak aby maraton stał się przyjemnością, szczególnie następnego dnia. Nie stosuję jakiejś konkretnej formy regeneracji.  Po prostu wracam do swoich obowiązków i biegam dalej jakby nigdy nic.

Jesteś okulistką, więc na zakończenie, nie może się obyć bez pytania o to jak bieganie wpływa na wzrok?

K.: Powszechnie wiadomo, że właściwie dawkowana aktywność fizyczna wpływa zbawiennie na wszystkie funkcje organizmu. Biegacze są mniej narażeni na rozwój zaćmy oraz zwyrodnienie plamki żółtej. Wysiłek fizyczny może obniżać ciśnienie wewnątrzgałkowe, co w przypadku ludzi chorujących na jaskrę lub nadciśnienie oczne jest bardzo pożądaną właściwością.

Dziękujemy za rozmowę. Życzymy sukcesów w zdobywaniu kolejnych pucharów i koron.

fot. Janusz Ośko

     

Go to top